Dekanat Rzeszów–Wschód – spotkanie 4 czerwca 2008r. Święty Józef Klasancjusz był największym świętym wśród pedagogów i największym pedagogiem wśród świętych... Czerwcowe popołudnie. Msza św. w kościele Św. Józefa Kalasancjusza w Rzeszowie pod przewodnictwem ks. Stanisława Potery Asystenta Kościelnego AK Diecezji Rzeszowskiej i księży z parafii, nabożeństwo ku czci Najświętszego Serca Jezusowego, błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem, poprzedziło trzecie spotkanie dekanalne w dekanacie Rzeszów-Wschód. Każde spotkanie dekanalne jest wydarzeniem. To czas na pokazanie bogatej działalności wspaniałych ludzi z POAK, to okazja do podsumowań i zastanowienia się czy idziemy w dobrym kierunku, co należy jeszcze uczynić aby być silną Akcją Katolicką, wierną Bogu, przykazaniom i Ojczyźnie, Akcją Katolicką niosącą naukę Chrystusa innym. Jezus potrzebuje Ciebie, mnie, potrzebuje nas wszystkich, swoich uczniów. Wiele udało się dotychczas osiągnąć, ale sporo jeszcze pozostało do zrobienia. Ojciec Święty Jan Paweł II podkreślał, że Akcja Katolicka zawsze była i musi być kuźnią formacji wiernych, nie wypełniłaby swego charyzmatu, gdyby czynem i słowem nie dawała świadectwa o Chrystusie. ,,Kłaniam się gospodarzom’’ powiedziała Prezes DIAK p.Janina Błażej witając zebranych. Nic piękniejszego nad takie spotkania, spotkania które ubogacają, dają nadzieję i pogłębiają wiarę w Boga i ludzi. Zebranych przywitał również Ksiądz Prałat Stanisław Potera Asystent Kościelny AK Diecezji Rzeszowskiej, Wicedziekan Ksiądz Kanonik Adam Szymański – Asystent Dekanalny oraz O. mgr Tadeusz Suślik magister nowicjatu w zastępstwie proboszcza tejże parafii O. Wojciecha Kałafuta SP. Zebrani wysłuchali referatu Wiceprezesa Władysława Kniewskiego pt. ,,Jak przywrócić nadzieję człowiekowi, którego życie legło w gruzach’’ ,,Dać ludziom nadzieję’’. Refleksje o ludzkiej nadziei prowadzą nas do pytania o chrześcijański wymiar nadziei. Gdzie rodzi się chrześcijańska nadzieja i co ona przynosi? Chrześcijańska nadzieja narodziła się w misterium paschalnym Jezusa Chrystusa – w Jego zmartwychwstaniu, które ukazało zwycięstwo życia nad śmiercią, radości nad smutkiem, miłości nad nienawiścią. Chrześcijanin odnajduje swoją nadzieję w Jezusie. Miłość do Boga musi mieć swój konkretny wyraz w miłości do bliźniego, zwłaszcza tego będącego w potrzebie, tego zagubionego. Prezesi z POAK obecni na spotkaniu przedstawili owoce pracy swoich oddziałów, wspólnot. W dyskusji podzielili się własnymi osiągnięciami i uwagami. Takie spotkanie, faktycznie daje możliwość wyrażenia swoich spostrzeżeń na temat naszego stowarzyszenia. Oddziały parafialne reprezentowali: POAK parafii Świętego Józefa Kalsancjusza – p. Genowefa Jamrozek, POAK parafii Świętego Józefa Sebastiana Pelczara – p. Barbara Korczyńska i wiceprezes p. Danuta Kloc, POAK parafii Miłosierdzia Bożego Palikówka – p. Małgorzata Rejman (nowy oddział Akcji Katolickiej zarejestrowany w maju 2008 roku), POAK parafii NMP Królowej Polski - Strażów p. Małgorzata Jaworska, POAK parafii Wniebowzięcia NMP - Krasne p. Jan Furtek. W dyskusji poruszano tematy związane z formacją członków AK, formacją młodego pokolenia, zagrożeń, jakie niesie współczesny świat nam wszystkim. My członkowie Akcji Katolickiej jesteśmy grupą ludzi odpowiedzialnych, co podkreślali rozmówcy, wiek czy posiadane dobra nie są przeszkodą na drodze do doskonałości, ku której dążymy. Rozumiejąc swoje powołanie, oddziały prowadzą różnorodną działalność realizując zadania i cele wynikające ze statutu AK, o czym już pisaliśmy po wcześniejszych spotkaniach w dekanatach. Modlitwa – to filar w działalności POAK, postępując na drodze modlitwy, słowa stopniowo zanikają, rodzi się cisza, w której objawia się miłość Boga, bo "Bóg jest miłością". Gdy promieniujemy miłością, wtedy pociągamy innych do Boga. Formacja duchowa w POAK to pełne uczestnictwo we Mszy św, w nabożeństwach, adoracja Najświętszego Sakramentu, rozważanie Pisma Świętego, dokumentów Kościoła, Encyklik, materiałów formacyjnych, uczestnictwo w rekolekcjach, dniach formacyjnych. Najważniejsza jest Eucharystia, z przeżywania Mszy św. rodzi się nowy styl życia: nie mam wątpliwości jak żyć w rodzinie, jak uczciwie i kompetentnie pracować, jak chronić i szanować życie od poczęcia do naturalnej śmierci. POAK realizują funkcję ewangelizacyjną poprzez wydawanie gazetek parafialnych, organizowanie pielgrzymek, również pieszych i rowerowych. Wykorzystując dotacje z Unii Europejskiej organizują wypoczynek zimowy i letni dla dzieci i młodzieży, prowadzą świetlice środowiskowe. Organizują spotkania opłatkowe, majówki, dożynki parafialne, pomoc żywnościową dla osób jej potrzebujących, we współpracy z Bankiem Żywności w Rzeszowie. Działania kulturalne w oddziałach to: dni kultury chrześcijańskiej, wieczory literackie, prelekcje, obchody rocznic narodowych, działalność teatru parafialnego. Służenie Bogu i ludziom to nasza inspiracja, życzliwość ludzka wyzwala siły do podejmowania nowych wyzwań. Utwierdzanie ludzi wierzących w ich wierze, dodawanie im odwagi, to jest rola Akcji Katolickiej. Wierność Bogu i przykazaniom, nie wybiórczo i od czasu do czasu, ale zawsze i we wszystkim. Mamy obowiązek i prawo nieść Ewangelię, świadczyć o jej aktualności dla współczesnego człowieka i zapalać do wiary tych, którzy oddalają się od Boga. Trzeba tak organizować pracę w POAK, aby każdy czuł się potrzebny, wiedział czego się od niego oczekuje i miał poczucie, że dobrze wykorzystuje czas, wypełniając swe zadania w stowarzyszeniu i służy Kościołowi. Ma pobudzać ludzi, nie tylko tych, zaangażowanych w życie Kościoła, lecz iść do tych, którzy są w parafii, a jednak ,,stoją obok’’. To najważniejsze zadanie Akcji Katolickiej - sprawić, aby nasza wiara była autentyczna, aby świadczyły o niej nie słowa lecz czyny. Kończąc spotkanie Ks. Kanonik Adam Szymański Asystent Dekanalny stwierdził iż, dobre i potrzebne są takie spotkania, poszerzają horyzonty. Formacja i modlitwa to filary Akcji Katolickiej, modlitwa to dawanie świadectwa bez słowa, to apostołowanie swoją postawą. Członkowie Akcji Katolickiej są siewcami wiary, nadziei i miłości. Ksiądz Prałat Stanisław Potera Asystent Kościelny AK Diecezji Rzeszowskiej, podziękował księżom i zebranym członkom oddziałów parafialnych za trud pracy, za zaangażowanie w dobre dzieła, otwarcie na bliźnich. Akcja Katolicka ma swój charyzmat, stwierdził, parafia jest środowiskiem świadectwa, terenem działalności AK jest to, co poza POAK. Wyjście na zewnątrz to dostrzeżenie tego co stanowi treść naszego życia, kształtując siebie, kształtujmy środowisko. Apostolstwo na dziś to rodzina, szacunek do życia. O. mgr Tadeusz Suślik magister nowicjatu pogratulował nowo powstałemu POAK w parafii Miłosierdzia Bożego w Palikówce, oraz pozostałym oddziałom tego, że Akcja rozwija się i dojrzewa do podejmowania coraz poważniejszych zadań. Prezes DIAK p. Janina Błażej podziękowała zebranym i gospodarzom, za życzliwość, świadectwa, cenne wskazówki. Jesteśmy mocni Państwem, każda inicjatywa jest radością, to my tworzymy wspólnie AK, stwierdziła Prezes. Bóg zapłać za chwile modlitwy i wytchnienia w zabieganiu dnia codziennego, za otwarte serce. Bądźmy uczniami Chrystusa. Jako uczniowie Chrystusa nieśmy Ewangelię nadziei innym. Opracowała Małgorzata Jaworska Jak przywrócić nadzieję człowiekowi, którego życie legło w gruzach? „Dać ludziom nadzieję …” „Czuję się taka zagubiona i bezradna i tak bardzo chciałabym, żeby wszystko się zmieniło … Nie umiem sobie poradzić z życiem, stało się ono takie przytłaczające i bezsensowne, nie wiem jak wybrnąć z długów, z kłopotów jak zapewnić dzieciom jakąś sensowną przyszłość …?.” Takie i tym podobne wypowiedzi pojawiają się coraz częściej na forach, w e-mailach, w rozmowach z ludźmi. Ludzie czują się coraz bardziej zagubieni i przytłoczeni życiem, toczącą się walką o przetrwanie, czy zapewnienie sobie komfortu materialnego. Jak takim ludziom pomóc, jak im pokazać, że sens i istota życia tkwią głębiej, że nie wszystko jest stracone. Że mimo kłopotów i trudności, mimo przeciwności losu, mimo niedostatku warto żyć i że istnienie nawet niezasobne i niekoniecznie na najwyższym poziomie finansowym może być spokojne i szczęśliwe? Jak ich przekonać, że najczęściej tak wiele zależy tylko od nich samych, od ich nastawienia, od zmiany oczekiwań lub raczej ograniczenia niemożliwych do zaspokojenia wymagań? Jaką receptę na życie dać tym, którzy borykają się z nim tak nieporadnie? Jak pomóc ludziom zagubionym, którzy mają pecha i nie umieją sobie poukładać życia, którym się nic nie udaje, którzy mimo wysiłków jakoś nie umieją uporać się z problemami egzystencjalnymi? Jak przywrócić ludziom nadzieję i sens życia? Jak rozbudzić cierpliwą, dalekosiężną wizję urzeczywistniania się? Jak pokazać wreszcie, że mimo ubóstwa czy pewnych braków można być szczęśliwym? No i jak – przede wszystkim – samemu nie być przyczyną nieszczęść innych ludzi, czy ich biedy, jak nie być egoistą dbającym tylko i wyłącznie o swoje własne interesy i o swój własny dobrobyt? Jak być dobrym i życzliwym dla innych? Jak ratować tych z drugiej strony bariery bogactwa przed utonięciem w materialnym dobrobycie? Jak pokazać im, że szczęście nie leży w coraz bardziej zachłannym, zaciętym gromadzeniu rzeczy, ale w dzieleniu się? Nie można powtarzać jakichś truizmów i dawać łatwiutkich dobrych rad, nie można zbywać takich głosów pobożnym stwierdzeniem: „będę się za ciebie modlił”. Bo od razu przypominają mi się słowa św. Jakuba: „Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta! – a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała – to na co się to przyda ?" (Jk 2:15-16) Nie wystarczają moje – nawet najdłuższe – modlitwy, kiedy ktoś potrzebuje chleba, odzienia, lekarza czy świadomości spokojnego jutra! Nie wystarczą moje najszczersze współczucia, kiedy on potrzebuje świadomości bycia kochanym i szanowanym! Jaki pożytek z mojej pobożnej i słodkiej minki z uładzonym uśmieszkiem przyklejonym do ust, skoro on potrzebuje przywrócenia nadziei i doświadczenia konkretnej miłości. A z drugiej strony. Nie stać mnie przecież na bezpośrednie finansowe wspieranie wszystkich potrzebujących, na „drukowanie i rozdawanie pieniędzy”. Na to, nie stać nikogo. Co więcej, w wielu przypadkach byłoby to deprawujące, bo ustawiczne dawanie i pomaganie może tylko pogłębiać wewnętrzne przekonanie o nieudolności i nieumiejętności radzenia sobie w życiu. I nie chodzi nawet o to, aby nie dawać bezmyślnie, ale aby dać coś więcej niż pieniądze, czy chwilową materialną pomoc. Chodzi o to, aby dać ludziom nadzieję, przywrócić im wiarę w siebie i w innych, aby uczynić świat bardziej ludzkim i życzliwym. Nie chodzi o to, aby dawać stale jałmużnę, ale o to, aby znikła potrzeba jałmużny. Czasami trzeba tak niewiele pomóc, podać rękę, okazać życzliwe zainteresowanie, dobroć, uprzejmość. A przecież nawet Chrystus nie uzdrowił wszystkich chorych, ułomnych, sparaliżowanych i trędowatych, nie nakarmił wszystkich głodnych i nie napoił wszystkich spragnionych, nie pomógł wszystkim biednym. Co więcej, kiedy Judasz protestował przeciwko rzekomej rozrzutności Marii Magdaleny, Jezus odparł, „…ubogich zawsze macie u siebie i kiedy zechcecie, możecie im dobrze czynić; lecz Mnie nie zawsze macie…” (Mk 14;7). Co to znaczy? Czy nie znaczy to właśnie, że człowieczeństwo nasze utwierdza się i realizuje w życzliwym stosunku do drugiego człowieka, w widzeniu, w dostrzeganiu jego potrzeb? Czy nie po to dał nam biednych, ubogich, chorych, zniedołężniałych, potrzebujących pomocy abyśmy przez umiejętność empatii doskonalili swoje własne człowieczeństwo? Czy nie istnieją oni między innymi, po to, aby człowieczeństwo w nas nie umarło? Jego przykazanie miłości Boga i bliźniego jest jednym i tym samym przykazaniem. Nie ma miłości Boga bez miłości bliźniego. Co więc robić wobec tych wszystkich, którzy borykają się z kłopotami życia codziennego, nieraz nie z własnej winy, nieraz bez widocznej przyczyny czy winy z ich strony. Niestety dosyć często bywa i tak, że człowiek sam siebie widzi biednym i ubogim, prześladowanym przez nieszczęścia i kłopoty, chociaż rzec biorąc jego status egzystencjalny jest całkiem znośny. Mam nawet wrażenie, że największym nieszczęściem i przyczyną – często rzekomej tylko – „biedy” współczesnego człowieka nie jest to, że mało ma, ale to, że za dużo chce mieć. Najpierw trzeba więc zrewidować moje podejście do świata i zobaczyć, czy całe moje nieszczęście nie wypływa z tego, że za dużo chcę mieć? Czy przypadkiem nie daję się zwariować nachalnym i kretyńskim reklamom i owczemu „pędowi posiadania”, kupowania, zarabiania po to tylko, aby wydawać, bezmyślnie, bez sensu, bez ładu i składu? Czy nie jest tak, że jestem nieszczęśliwy nie dlatego, że nie mam czegoś, co jest mi do życia nieodzowne, ale raczej jestem nieszczęśliwy, bo nie mogę bezmyślnie i bez zastanowienia wydawać pieniędzy na rzeczy drugoplanowe, na bzdury? A wystawy w sklepach tak kuszą… A może Pan Bóg pozwala nam czasami doświadczyć beznadziei, zagubienia, bezsensu, a nawet niepewności jutra, tylko po to, abyśmy zwrócili się ku Niemu i przypomnieli sobie, że ON JEST i że jest w naszym życiu daleko ważniejszy niż nasze codzienne małe kłopoty. Oczywiście nie można generalizować i upraszczać. Ale niejednokrotnie bywa i tak, że stajemy się niewolnikami panującej mody, reklam, panującego stylu myślenia, panującej filozofii. Ze nie umiemy się wyrwać z zaklętego kręgu np. „dołujących i przygnębiających informacji w TV”. Że nie umiemy sprzeciwić się reklamie sukcesu i naciskowi, terrorowi posiadania, kupowania i niestety wyrzucania, czyli konsumpcyjnemu stylowi życia. A bardzo często nie umiemy być szczęśliwi właśnie dlatego, że zapominamy iż więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu, czy posiadaniu. Jak więc widać, bardzo wiele zależy od nas samych. Warto przemyśleć swoje życie pod tym kątem, zobaczyć też – obecne tam na pewno – pozytywy i drobne codzienne szczęście. Nie wolno ustawicznie narzekać, nie wolno poddawać się presji beznadziei i utyskiwania na wszystko. Tak wielu ludzi dało się bowiem opanować przez małoduszność i zniechęcenie tylko dlatego, że zapomnieli o tym, iż w oczach Boga są daleko ważniejsi niż wszystkie wróble świata! Znam ludzi żyjących w całkiem niezłych warunkach i mających prawie wszystko, czego mogliby potrzebować i stale narzekających i utyskujących. Oni po prostu nie umieją nie narzekać. Oni są szczęśliwi tylko wtedy, gdy mogą się użalać nad sobą. Oni się pławią z rozkoszą w samoużalaniu i utyskiwaniu. Kiedy czujesz się zagubiony i bezradny, kiedy nie umiesz sobie poradzić z życiem przypomnij sobie i te słowa: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Mt 11,28,30). Jakiż może być doskonalszy przykład życia ubogiego i oddanego Bogu, niż przykład życia naszego Mistrza Jezusa Chrystusa, Który „nie miał miejsca gdzie by głowę oprzeć…” (Mt 8,20). Czy my, aby za bardzo nie ulegamy przygnębieniu i beznadziei? Ale też warto zapytać, czy zapomnieliśmy już o tak pięknych i szczytnych ideach międzyludzkiej solidarności? Oczywiście rozważania powyższe nie wyczerpują całości tematu i nie rozwiązują wszelkich możliwych problemów i trudności. Są to raczej tylko myśli do refleksji, a nie recepty na życie. Nie ma tu na pewno recepty, na cokolwiek. Nie ma takich gotowych recept. Opracował Władysław Kniewski
|