Bronimy systemu wartości - wywiad z Prezes KIAK Haliną Szydełko

Nasz DziennikZ Haliną Szydełko, prezes Akcji Katolickiej w Polsce, rozmawia Mariusz Kamieniecki

Pani Prezes, jakie przesłanie płynie z ogólnopolskiego protestu przeciwko dyskryminacji Telewizji Trwam?

- Przesłanie jest proste. Cierpliwość się kończy!

To nie pierwszy tego typu marsz, w którym uczestniczyła Akcja Katolicka...

- Wzięliśmy udział w Marszu w obronie Telewizji Trwam 21 kwietnia br. w Warszawie. Członkowie Akcji Katolickiej z jej struktur diecezjalnych uczestniczyli też w marszach organizowanych w całej Polsce. Celem tych protestów była obrona słusznych praw Telewizji Trwam, ale również miały one szerszy wymiar, jak chociażby marsze organizowane w Rzeszowie i Przemyślu pod hasłem "Stop laicyzacji". Chodzi o ukazanie jedności i poparcia katolików dla takich idei jak ochrona godności małżeństwa i rodziny, ochrona życia nienarodzonych, oraz sprzeciw wobec tego, co destrukcyjne - procedur in vitro czy wobec narastającej fali antyklerykalizmu, ataków na Kościół i księży biskupów.

Dlaczego tak ważna jest obrona systemu wartości katolickich, którego reprezentantem jest Telewizja Trwam?

- Są to wartości chrześcijańskie i kto jak nie my ma ich bronić. Europa wyrosła na korzeniach chrześcijańskich, a dziś się od nich odcina. Co daje w zamian: aborcję, eutanazję, degradację rodziny...? Europa niszczy samą siebie. Niektórzy zadają sobie pytanie, czy to koniec chrześcijaństwa. Kościół jest wieczny. Może to koniec cywilizacji europejskiej. Oby nie. Róbmy wszystko, co w naszej mocy, aby do tego nie dopuścić.

Czy jest już tak źle z Polską, że w obronie systemu wartości trzeba wychodzić na ulice?

- To ostateczność. Wolałabym tego uniknąć. Żyjemy w kraju demokratycznym. Mamy wpływ na to, kto nami rządzi. Kogo wybraliśmy? A ci, co w ogóle nie poszli na wybory...? Ktoś wybrał za nich. I teraz mamy to, co mamy - różne "dziwne" partie w parlamencie. Wielu mówi: "Głosowałem na nich, aby było śmieszniej". Teraz jednak nie jest nam wszystkim do śmiechu. Demokracja jest dla ludzi myślących. Ci, którzy wybierają bezmyślnie lub poddają się manipulacji, nie wybiorą mądrze. Efektem tego jest smutna konieczność wyjścia na ulicę. Akcja Katolicka przed każdymi wyborami wzywa i prosi: Idźcie na wybory, głosujcie mądrze. Od nas naprawdę bardzo wiele zależy. Trzeba w to wierzyć i trzeba o tym przekonywać innych. Wracając jednak do sedna sprawy - kiedy ludzie w dziesiątkach, setkach tysięcy wychodzą protestować na ulice, oznacza to, że z państwem dzieje się coś złego. Żyjemy w państwie demokratycznym. Ten protest to forma demokratycznego sprzeciwu wobec nieprawidłowości, nieudolności rządzących, wobec narastającego zła. Miara zła się przebrała. Ubolewam, że ludzie muszą wychodzić aż na ulice, żeby walczyć o swoje, żeby powiedzieć "nie" regulacjom prawnym godzących w system wartości duchowych i patriotycznych. Ale tak niestety wybraliśmy, takich mamy przedstawicieli w parlamencie, którzy ograniczają lekcje historii, zamierzają ograniczać lekcje religii, którzy są rzecznikami tzw. związków partnerskich, którzy są przeciwni ochronie życia. Myślę, że to dobry moment na refleksję zarówno tych po jednej, jak i po drugiej stronie. Dla polityków - czy dobrze służą polskiej racji stanu i społeczeństwu, dla nas - czy dokonujemy dobrych wyborów, czy rzeczywiście desygnujemy do władzy ludzi mądrych i godnych zaufania.

Marsz to nie tylko obrona Telewizji Trwam, ale całego zagrożonego systemu wartości, które to medium utożsamia. Czy o to chodzi?

- Tak, to prawda. Bronimy systemu wartości, który promuje Telewizja Trwam, bo bronimy wartości chrześcijańskich konsekwentnie wypieranych z mediów publicznych. Zastanówmy się, co przekazują inne stacje. Przecież to, z czym stykamy się, oglądając programy telewizyjne, to demoralizacja. Dziś nie ma tematów tabu. Mówi się o wszystkim bez żadnych zahamowań i pokazuje się wszystko. Nie szanuje się człowieka, jego godności i uczuć. Następuje pauperyzacja kultury. Bardziej ambitne i wartościowe programy prezentowane są późno w nocy. Zastanawiam się, czy nadawcy tak nisko cenią odbiorców, czy też celowo starają się ich ogłupiać. Pod przykrywką tzw. poprawności politycznej relatywizuje się ludzkie postawy, deprecjonując mądrość i promując głupotę. Schlebiając najniższym instynktom, jako wzór pokazuje się ludzi bez zasad moralnych, często żyjących wbrew naturze, a odmawia szacunku wierzącym w Boga i żyjącym w zgodzie z Jego przykazami. Nie można również być obojętnym na fakt, że często w mediach atakuje się Kościół.

Niektóre środowiska, także medialne, kwestionują wartości i nazywają to postępem...

- Dla mnie postępem jest to, co służy człowiekowi. Czy zabijanie komuś służy? Kobiecie, która w ten sposób usiłuje "rozwiązać swój problem", być może tak, ale dziecku już nie. Sądzę, że chodzi o to, że ludzie chcą żyć wygodnie, myśląc o zaspokojeniu jedynie własnych pragnień i zachcianek. Twierdzenie, że to kobieta powinna decydować, czy chce urodzić dziecko czy nie, jest słuszne, ale decyzja powinna być podjęta wcześniej - przed poczęciem. Czy eutanazja jest oznaką postępu? Już dziś niektórzy starsi ludzie uciekają z kraju, który eutanazję zalegalizował. Boją się własnych dzieci. To przerażające. Czy eugenika jest postępowa? Ileż obłudy jest w tym, gdy osoby, które dopominają się o poszanowanie praw osób niepełnosprawnych, równocześnie twierdzą, że nie powinny się one w ogóle urodzić. Taka jest przecież idea aborcji w przypadku, gdy stwierdzi się wadę płodu. Degradacja rodziny też nie jest żadnym postępem. Rozwody, związki partnerskie nie służą ani człowiekowi, ani społeczeństwu. Postęp to wzrastanie do czegoś lepszego, a nie upadek wszelkich wartości.

Jednak różne kręgi bagatelizują sytuację. Tymczasem kryzys gospodarczy idzie w parze z kryzysem moralnym...

- Niestety tak. Coraz wyższe koszty utrzymania, rosnący dług publiczny, bezrobocie, wieczne kłopoty ze służbą zdrowia, ucieczka z kraju młodych ludzi, również tych wykształconych, to są nasze polskie problemy. Państwo coraz drapieżniej drenuje obywatela. Podwyższa się wiek emerytalny. Brak rozwiązań ekonomii społecznej sprzyjających rodzinie. Przeciętnemu Polakowi trudno dzisiaj wyżyć z emerytury. Młodzi ludzie skazywani są na umowy śmieciowe. Statystki dowodzą, że dwa miliony ludzi w naszym kraju żyje w ubóstwie. Polacy są w stanie wiele wytrzymać. Są również zdolni do poświęceń. Muszą jednak wiedzieć, że to czemuś służy. A my zmierzamy donikąd.

Co według Pani jest dzisiaj największym zagrożeniem dla Polski i Polaków?

- Bierność, apatia, bezmyślność. Również utrata wartości i bezideowość. Nie mówię, że tak jest. Twierdzę, że to są zagrożenia, które na nas czyhają. Oby nas nie dopadły. Trzeba obudzić tych, którzy jeszcze nie dostrzegają zagrożenia. Dlatego w tym marszu wołaliśmy i wciąż będziemy wołać: "Obudź się, Polsko".

Co musi się stać, aby Polacy obudzili się z tego letargu?

- Zwykle budziły nas nieszczęścia dziejowe. Wierzę, że tym razem nie będziemy na nie czekać.

Dziękuję za rozmowę.

Mariusz Kamieniecki

Nasz Dziennik

Zmieniony ( 07.10.2012. )